Kompozycja Stinga ujrzała światło dzienne po raz pierwszy na wydanej w 1979 roku płycie The Police „Reggatta de Blanc”, drugiej w dyskografii zespołu, czyli tej najtrudniejszej, po świetnie przyjętej na całym świecie „Outlandos d'Amour” z „Roxanne” w roli głównej. W epoce świetności płyt analogowych jeśli piosenka otwierała pierwszą stronę albumu, oznaczało to, że producenci albo zespół dostrzegali w niej potencjalny materiał na przebój. Wczesne The Police to nowoczesne ujęcie rytmów reggae i w takiej konwencji napisany jest ten utwór, który oprócz niemal 5-minutowej wersji umieszczonej na płycie miał krótszą wersję przeznaczoną do prezentacji w radiu. Piosenka była sporym przebojem, ale z perspektywy lat to jednak chyba „Walking On The Moon” i „Bring On The Night” są najważniejszymi utworami z tej płyty. „Walking On The Moon” to dziś klasyk Stinga, często wykonywany przez niego, jak i wielu innych muzyków. „Bring On The Night” z kolei dostał drugie życie za sprawą fantastycznego albumu koncertowego Stinga o tym samym tytule, moim zdaniem najlepszej płyty w jego karierze, nagranej z udziałem najlepszego zespołu, jaki kiedykolwiek udało mu się skompletować, przy okazji rujnując kilka niezłych jazzowych składów. W nagraniu tego koncertowego albumu w 1986 roku wzięli udział Darryl Jones, Kenny Kirkland, Branford Marsalis i Omar Hakim – czyli skład, który i bez Stinga i jego kompozycji potrafiłby zagrać niezłe fusion. Nie ma w tym zatem nic dziwnego, że „Bring On The Night” na zawsze zostanie już chyba utworem granym tylko przez Stinga.
Z „Message In A Bottle” jest za to nieco inaczej. W ciągu ostatnich 40 lat sporo wykonawców próbowało znaleźć jakiś nowy pomysł na tą kompozycję. Naśladowania oryginału nie ułatwia skomplikowany rytm i wielokrotnie nałożona na siebie perkusja. Nawet taki geniusz, jakim jest Steward Copeland nie dał rady zagrać tego wszystkiego jednocześnie, choć w licznych dostępnych oficjalnie i mniej oficjalnie wersjach próbował za swoją wersją studyjną nadążyć. Miałem okazję słyszeć „Message In A Bottle” na żywo zarówno w czasach świetności zespołu w początkach lat osiemdziesiątych, jak i w Londynie kiedy spotkali się w oryginalnym składzie na koncercie związanym z krótkim powrotem do dawnych czasów. Tym koncertem byłem rozczarowany, choć być może wynikało to z faktu, że spodziewałem się zarówno nowego materiału (choć to było raczej życzenie niemożliwe do spełnienia), jak i jakiegoś twórczego podejścia do starych klasyków – tu też było słabo, bo wychodziłem z tego koncertu, chyba nie tylko zresztą ja, z poczuciem, że Sting, Summers i Copeland się nie postarali.
Wśród coverów „Message In A Bottle”, jeśli odrzucić te, które w nieudolny sposób naśladują oryginał z „Regatta de Blanc” i te, które zbliżają się do nagrania The Police nawet całkiem udanie, pozostaje w sumie niewiele. Po raz pierwszy w tym cyklu jednak, trochę żałuję, że dopiero w 94 odcinku, muszę przyznać, że za najlepsze światowe wykonanie utworu, oprócz oryginału, uważam nagranie polskich muzyków – tria Marcina Wasilewskiego z gościnnym udziałem Joakima Mildera.
Zawartość odcinka
1. The Police – Reggatta de Blanc
2. Kevyn Lettau – Police
3. Marcin Wasilewski Trio with Joakim Milder – Spark Of Life