Nie jestem jakimś szczególnie wiernym fanem zespołu Steely Dan. Uważam, że Donald Fagen i Walter Becker zmarnowali wiele szans na stworzenie genialnej muzyki. Mieli okazję współpracować ze sławami ze świata jazzu. Na płycie „Aja” pojawiają się między innymi Wayne Shorter, Dean Parks, Joe Sample, Lee Ritenour, Don Grolnick i Steve Gadd. Na innych albumach zespołu z połowy lat siedemdziesiątych również nie brakuje wielkich nazwisk. Czasem mam jednak wrażenie, że wszyscy przychodzili na sesje nagraniowe Fagena odpocząć i może jeszcze z nadzieją, że wreszcie będą mogli pochwalić się udziałem w nagraniu światowego hitu. To akurat w przypadku tytułowej kompozycji z albumu „Aja” doskonale się udało. Album dostał kilka nominacji do nagrody Grammy, z których zdobył tylko jedną w mało muzycznej kategorii Best Engineered Recording – Non-Classical. To akurat po latach muzyce Steely Dan nie robi najlepiej. Nie lubię słowa „przeprodukowany”, bo nie jest za bardzo poprawne, ale do tego albumu, podobnie jak sterylny, bez duszy i zbyt grzeczny, pasuje doskonale.
Doskonale przyjęty przez krytyków album „Aja” wszedł na wiele światowych list przebojów muzyki popularnej i okazał się sensacją przełomu 1977 i 1978 roku. Fagen i Becker stworzyli album, który jest trochę dla wszystkich i trochę dla nikogo. Za płaski dla fanów jazzu, a ciągle za ambitny dla słuchaczy soft-rocka.
W blasku sukcesu Steely Dan szybko chcieli zabłysnąć inni. Już w rok po premierze albumu pierwszą jazzową wersję utworu tytułowego nagrał big band Woody Hermana. Nie jest to coś szczególnie wartego zapamiętania. Za to porywająca interpretacja Christiana McBride’a z 2000 roku z albumu „Sci-Fi” jest o niebo lepsza od oryginału, pokazując, co można zrobić z całkiem sprawnie napisaną kompozycją Donalda Fagena i Waltera Beckera, jeśli zredukuje się liczbę muzyków i zechce zagrać trochę jazzu. Zastanawiam się nad wyborem tej kompozycji. Dla McBride’a nie może to być muzyka dzieciństwa – w momencie premiery płyty Steely Dan miał jakieś 5 lat. Album „Sci-Fi” zawiera też młodsze jedynie o rok „Walking On The Moon” Stinga. Utworów basistów (Stanley Clarke i Jaco Pastorius nie liczę, bo te grają w innej lidze). Są dwie możliwości – albo już w wieku 5 lat McBride słuchał ciekawej muzyki, albo wybrał te utwory później. Wybrał dobrze, bo jego wersja kompozycji Fagena i Beckera jest o niebo lepsza od oryginału.