Utwór napisała meksykańska kompozytorka i koncertująca pianistka klasyczna Consuelo Velazquez, dla której „Besame Mucho” okazało się życiowym sukcesem. Napisała wiele innych piosenek, jednak granice Meksyku przekroczyło chyba tylko „Besame Mucho”. Z czasem, w związku z popularnością utwór dorobił się tekstu w wielu języka, w tym nawet węgierskim i islandzkim. Polski tekst też powstał – szukajcie utworu „Miłość w tańcu” Ireny Santor, to chyba najbardziej znana polska wersja.
Consuelo Velazquez napisała „Besame Mucho” w końcówce lat trzydziestych ubiegłego wieku, na początku swojej kariery. Według różnych źródeł, urodziła się albo w 1916, albo co chyba jest bardziej prawdopodobne w roku 1924. Meksykańska wersja historii powstania piosenki opowiada o niewinnych marzeniach młodej autorki, która piosenkę o pocałunkach napisała, zanim spotkała swoją pierwszą miłość. W sumie, jeśli to prawda, to najbardziej popularną na świecie piosenkę o miłosnych pocałunkach napisała autorka, która znała je tylko z opowiadań. To ciekawe…
Pierwsze nagrania należą do artystów meksykańskich i raczej nie mają jakiejś szczególnej wartości artystycznej. Pierwszym, który wylansował „Besame Mucho” na przebój w Stanach Zjednoczonych był Nat King Cole w 1944 roku. Utwór dorobił się nawet kilku wersji angielskiego tekstu, a wokalne wykonania można liczyć w setkach, jeśli nie tysiącach. Większość wokalistów i wokalistek muzyki popularnej w latach pięćdziesiątych i później sięgało po kompozycję Consuelo Velazquez. Utwór wraca na sceny do dziś. Ja jednak postanowiłem zostawić tekst i skupić się na ciekawych nagraniach instrumentalnych. Jeśli chcecie poszukać nagrania z tekstem – polecam Nat King Cole’a, Franka Sinatrę, Trini Lopeza, Erthę Kitt, Joao Gilberto, Placido Domingo, popularną w Polsce Cesarię Evorę, albo Dianę Krall. Ja szukam czegoś ciekawszego muzycznie. Gdybym musiał wybrać coś z tekstem, pewnie sięgnąłbym po Dianne Reeves z albumu „The Grand Encounter” z 1996 roku. Ale to przy innej okazji.
„Besame Mucho” to dobry temat, dziś można śmiało uznać melodię za należącą do jazzowego świata. Utwór był popularny za czasów be-bopu, wśród orkiestr swingowych, które przetrwały do czasu jego zaimportowania do Stanów Zjednoczonych przez Nat King Cole’a i w każdym późniejszym jazzowym stylu, choć na elektryczne wykonanie fusion „Besame Mucho” nie trafiłem. Do najnowszych wersji należą nagrania Kena Peplowskiego i George Cablesa z 2019 roku. „Besame Mucho” wiecznie żywe.
Do audycji wybieram trzy z moich ulubionych (Dave Pike z albumu „Pike’s Peak” z 1962 roku nie zmieścił się w czasie, musiał zrobić miejsce innym). Jako pierwszy, w świetnym amerykańsko-europejskim hard-bopowym zespole zagra „Besame Mucho” Barney Wilen, fantastyczny, niedoceniany za życia saksofonista, którego zawsze jeśli jest okazja warto przypomnieć. Dla mnie to najlepsze „Besame Mucho”, choć pozostałym nic nie brakuje. Krótki zestaw uzupełniają zupełnie inne wykonania – niezwykła improwizacja solo na bazie utworu Velazquez w wykonaniu Michela Petrucciani i brzmiący egzotycznie (może trochę na siłę, ale w sumie ma to swój klimat) dzięki obecności perkusistów Williego Bobo, Carlosa Patato Valdesa i Carvina Masseaux, Grant Green.
Zawartość odcinka
1. Barney Wilen – Barney At The Club Saint-Germain (Paris 1959) - The Complete RCA Victor Recordings
2. Grant Green – The Latin Beat
3. Michel Petrucciani – Solo Live